Silesia Szymanów - MKS II/Szaluna Zębice (relacja)

Silesia Szymanów - MKS II/Szaluna Zębice (relacja)

Niedzielny mecz z rezerwami MKS-u Siechnice/Szaluny Zębice miał być drugim krokiem, jaki należało wykonać, by nadal liczyć się w walce o awans. Wygrana z liderem w Kątnej sprzed tygodnia nie dawałaby nic, gdyby zdarzyło się stracić punkty w następnej kolejce. W zeszłym sezonie tak już zresztą było, gdy po bardzo dobrym meczu przeciwko Grunwaldowi na własnym boisku, w kolejnym meczu przegraliśmy w Chełstowie. Tym razem nikt podobnej myśli nie dopuszczał do siebie.

Ponownie przyszło nam jednak rywalizować bez arbitra wskazanego przez organizatora. Prawdopodobną przyczyną absencji sędziego były problemy na drodze (kolizja?), ale tego do końca nie wiemy, bowiem organizator był łaskaw przekazywać swoje informacje przez przedstawiciela drużyny gości, który w trakcie niedzielnego spotkania nawet nie był obecny w Szymanowie i oddzwaniał do nas z Siechnic, gdzie rywalizowała pierwsza drużyna. Trzeba sobie uczciwie przyznać, że formuła Klas C się wyczerpała. Grupa średzka liczy sobie 8 zespołów, grupa trzebnicka tylko sześć (i grają po cztery razy przeciwko sobie w trakcie jednego sezonu). "Wrocławska" grupa skupia obecnie drużyny oddalone od siebie o nawet 60-70 km, co sprawia, że części wyjazdów mogliby nam pozazdrościć nawet A-klasowicze. Do tego problemem stała się obsada sędziowska, powodując, że w przypadku naszej drużyny już trzy mecze wiosną musiał sędziować arbiter "klubowy". Rozumiejąc, że to tylko dziewiąty poziom rozgrywkowy, ale z takim podejściem ciężko będzie przekonać ludzi do dalszego uczestnictwa w takiej rywalizacji.

Samo spotkanie przeciwko ekipie z Siechnic miało oczywiście swój dramatyczny przebieg. W pierwszym kwadransie przewaga naszej drużyny była tak znacząca, że brak prowadzenia 4-5 bramkami był wręcz wstydliwy. Golkipera gości zdołali pokonać Daniel Edelbauer i Piotr Krykwiński. Ten drugi zanotował zresztą asystę przy trafieniu D. Edelbauera, samemu zaś kończąc akcję po dobrym dograniu piłki przez Bartosza Radzikowskiego. Przegranych pojedynków z bramkarzem przyjezdnych było jednak ze dwa razy więcej - nawet w sytuacji 3 na 1 nasi gracze nie potrafili umieścić futbolówki w bramce. Zemściło się to tradycyjnie tuż pod koniec pierwszej połowy. Piłkę przejął pomocnik gości i świetnym, dokładnym uderzeniem z ok. 25 metrów zmieścił ją tuż przy słupku bramki Kamila Sobieraja. Zabrakło asekuracji w środku pola i zaczęła się nerwówka.

W drugiej odsłonie meczu było jeszcze ciężej. Coraz więcej z gry mieli rywale, ale na szczęście gol padł dla naszego zespołu. Dwójkową akcję z D. Edelbauerem trafieniem do pustej bramki zakończył Michał Osowski. Niestety, w kolejnych minutach przez boisko w Szymanowie przeszło prawdziwe trzęsienie ziemi. Goście zaatakowali znacznie śmielej i w zamieszaniu podbramkowym piłka znalazła się ponownie w naszej bramce. Niefortunnie interweniował Mateusz Prorok i po jego główce futbolówka wpadła pod poprzeczkę. Kilka minut później przyjezdni ostro protestowali, domagając się rzutu karnego, ale swoją frustrację okazali w sportowy sposób. Wykorzystali gapiostwo naszej defensywy i szybko wznawiając grę po faulu jednego z piłkarzy Silesii, stworzyli sobie sytuację sam na sam z K. Sobierajem, zamieniając ją na wyrównującego gola. Tym razem protestowali nasi zawodnicy, wskazując na ewidentną pozycję spaloną gracza gości. Wyszło więc na to, że arbiter mógł popełnić dwa błędy, rekompensując rywalom drugim swoją pierwszą pomyłkę.

Na szczęście gracze Silesii ponownie udowodnili, że czasy, gdy stracona bramka podcinała im skrzydła, dawno minęły. Na boisku pojawili się m.in. Jakub Urban oraz Michał Romański i to dzięki akcji z ich udziałem na 4 minuty przed końcem meczu udało się odzyskać prowadzenie. Do piłki dopadł inny z rezerwowych Marek Kobryn i zdecydował się na mocne uderzenie - nisko lecąca piłka zaskoczyła golkipera przyjezdnych i znalazła drogę do bramki. Potwierdziło się, jak ważne jest, by mieć wartościowych zmienników na ławce. Zwłaszcza, że dwaj pozostali gracze rezerwowi, którzy znaleźli się na boisku (Szymon Staroń i Tomasz Ziętek), również zasłużyli na podziękowania. Pierwszy z nich mógł nawet swój występ okrasić golem, ale fatalnie przestrzelił w sytuacji, którą sam sobie świetnie wypracował.

Wiemy już, że w starciu lidera z trzecim zespołem w tabeli padł remis i to ekipa z Kątnej jest wciąż o krok bliżej do uzyskania promocji do Klasy B. Walczyć trzeba jednak do ostatniej minuty sezonu, a kto wie, może piłkarscy bogowie uśmiechną się do nas w tym roku. By jednak marzyć o czymkolwiek, trzeba w Twardogórze za tydzień wywalczyć trzy punkty i wtedy dopiero zastanawiać się nad losami meczu lidera. Bez naszej wygranej, sytuacja w tabeli się nie zmieni.

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości